niedziela, 3 listopada 2013

Epilog.

Wszystko dzieje się bowiem niespodziewanie.. Każdy oddech czy spojrzenie jest regułą życia, jednak to co mówimy i robimy to nasza wola. Nie rób ani nie mów czegoś, co później będzie ci przynosić wstyd czy nawet wyparcie. Jeśli coś się dzieje przeciwko tobie, staraj się zrozumieć dlaczego i nigdy przenigdy nie mów, że nie ostrzegałam. Każdy am prawo do szczęścia, ty też, ale nie odbieraj innym radości z życia, tylko dlatego, że ty czujesz się jak gówno.

Ten dzień był niesamowicie głośny, szybki i panował zamęt w domy Pana Nicholasa, ogólnie rozgardiasz. Panna "młoda" i pan "młody" nie widzieli siebie już od południa poprzedniego dnia, mimo, że byli w tym samym domu. Nie chcieli przyciągać pecha. Druhny jak i świadkowie usługiwali młodej parze. Nie zapowiadało się na jakąś wielką ceremonię to pewne. Więcej były przyjaciół rodziny niżby rodziny. 
-Amando Global, czy chcesz tego mężczyznę pojąć za męża?-zapytał ksiądz.
-Tak, chcę.-odpowiedziała.
-Czy ty, Nicholasie Cyrus, chcesz pojąć tę kobietę za żonę?
-Tak, chcę.
-Ogłaszam was żoną i mężem. Możesz teraz pocałować pannę młodą.-powiedział ksiądz z uśmiechem na ustach.
Mężczyzna zbliżył się do kobiety i delikatnie musnął je usta.


-Sonia, Nikki, jak miło was tu widzieć.-przywitałam moją córkę i wnuczkę całusem.
-Szczęścia.-powiedziała Noel za plecami Amandy.
Odwróciła się zaskoczona. Szatynka stała w zielonej sukni, trzymając jakiegoś mężczyznę z rudymi włosami za rękę. Dziewczyna była piękna, mimo, że widziałam w jej oczach smutek, na ustach miała uśmiech.
-Noel.-podeszła do niej dwa kroki.-Nie spodziewałam się ciebie tutaj.-powiedziała szczerze kobieta w bieli.
-Czyli mogę już iść?-nerwowo uścisnęła rękę swojej matki.
Rupert ścisnął lewą dłoń Noel, aby dodać jej otuchy.
-Słyszałam, że Finn zmarł, przykro mi.-zmieniła temat Amanda.
-Nie chcę o tym rozmawiać.-ucięła i odwróciła się od niej.
Noel widząc Ed'a i Liliannę, podeszła do nich wraz z Rupertem, zostawiając Sonię, Nikki z matką. Amanda był zmieszana zachowaniem jednej z jej córek.
-To i tak postęp, że przyszła.-powiedziała Sonia do swojej matki.
-Wiem.-przytaknęła córce.

-Przyszłaś.-zachwyciła się Lilianna na widok przyjaciółki jej chłopaka.
-Rupert mnie przekonał.-odparła wywracając oczami.
Ed uśmiechnął się szeroko do przyjaciela o tym samym kolorze włosów.
-Dzięki.-szepnął mu do ucha.
-Nie ma za co, sam jestem za tym, aby Noel i jej rodzina polepszyli wobec siebie stosunki.-oznajmił Rupert.
-A tak poza tym, Noel chcesz wybrać się jutro ze mną na zakupy?-Lili chciała nawiązać lepszą znajomość z Noel.
Szatynka bacznie obserwowała Liliannę. Nie była pewna jej intencji, ale nic nie mówiła szczególnego. Uśmiechnęła się trochę krzywo i pokiwała głową.
-Nie sądzę, abym miało mi się stać od jakiś zakupów.

* 5 lat później *

~ u Sonii ~

-Nikki! Albert! Które z was rozbiło wazon?!-blondynka krzyczała na cały dom poszukując swoich dzieci.
-Daj im spokój.. To dzieci.-Patryk zaśmiał się.
-Mam rozumieć, że ich bronisz?
-Owszem.
-A może coś się za tym kryje?
-Może nie.
-To ty rozbiłeś ten wazon, przyznaj się.-dziewczyna nie dawała za wygraną.
-Nie ważne.-mężczyzna zaczął uciekać po całym domu przed swoją nieskazitelnie piękną kobietą, przy tym się śmiejąc z jej zdenerwowania.-Nikt nie będzie tęsknić za tym ohydnym wazonem, zrobiłem ci przysługę!

~  u Noel ~ 

Szatynka była bardzo podekscytowana idąc do domu z pracy w high school. Wchodząc do mieszkania, które dzieliła z Rupertem, zobaczyła, że mają gości. Zdjęła buty i dosiadła się na sofie, która była już zajmowana przez jej narzeczonego, Ed'a i Liliannę.
-Co się dzieje?-zapytała Noel.
-Coś niesamowitego.-powiedział Rupert.-Powiedziałem im, że mamy wiadomość.
-Chyba ty, bo ja nie mam nic do powiedzenia, jeszcze.-Noel był zdenerwowana, ale uśmiech z twarzy nie zniknął.
-Noel..-chłopak wziął ją za rękę.-Już czas, chociaż im powiedzmy.
-To co się dzieje?-spytała się zniecierpliwiona Lili.
-Jestem w ciąży, 10 tydzień.-wyjaśniła szatynka z zaszklonymi oczami.
Przyjaciele wyszczerzyli zęby z radości.
-To cud!
-Nie wątpliwie to zaszczyt dowiedzieć się pierwsi, że naszej Noel się poszczęściło.-Ed mnie przytulił.
-Wyjaśnienie jest proste, po raz drugi zdecydowaliśmy się na in vitro i tym razem poszczęściło się nam.-Rupert pocałował mnie w czoło i położył swoją dłoń na moim brzuchu.
-Też mamy niespodziankę.-odparła Lili i podniosła swoją lewą dłoń.-Ed oświadczył się wczoraj.
-Gratuluję.-powiedzieliśmy na raz, po czym wybuchnęliśmy śmiechem.

~ u Harry'ego ~

-Uwielbiam naszą karierę.-dosiadł się Harry na kanapę do Louisa i pozostałych chłopaków z One Direction.
-My wszyscy to uwielbiamy, Harry.-Zayn bawił się w telefonie, ale czuł, że musiał mu to powiedzieć.
-Tak, tak, wiem. Ale nie mogę się nadziwić ich.-Harry uśmiechnął się do Louisa.-Mam dla ciebie kostium, Louis, pokochasz ich jeszcze bardziej, przyszła paczka do ciebie.
Louis spojrzał na stolik przed nimi wszystkimi. Ogromna paczka. Szatyn nie czekał na nic, rzucił się na paczkę jak szalony, mimo, że była otwarta, z oporem mu szło, aby wyjąć kostium z niej. Udało się po kilku minutach. Louis z ogromnym uśmiechem założył na siebie kostium- Marchewkę - po czym zaczął w niej tańczyć. Chłopaki zaczęli się śmiać i po kolei dołączali do dziwnego tańca chłopaka.
-Świr.-zaśmiał sie Harry i jako ostatnio dołączył do chłopaków.

________________________

Nienawidzę pisać epilogów. Zawsze są kiepskie. No. Jako, że piszę inne blogi, chcę was zaprosić do zakładki "Moje inne blogi" i poszukać coś dla siebie. A tak poza tym, ruszył mój blog ponownie "Love They Say". :)

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział 42.

~~~ Rupert ~~~

Chodziłem w kółko w mieszkaniu Noel, w salonie, kiedy ona siedziała na sofie ze spuszczoną głową.
Jak to możliwe, aby w wieku 20 lat przechodzić menopauzę? To prawie nie możliwe. Właśnie.. prawie. Akurat mnie to musiało spotkać. Boże.. O czym ja gadam! To ją spotkało! To ona nie może zajść w ciążę! Ja jestem 100% zdrowy.
Nie wiedziałem, na kogo mam być wściekły. Czy w ogóle powinienem pałać złością.
Nie może mieć dzieci. Ja chcę mieć dzieci.. Zaadoptować, in vitro lub nie mieć żadnego potomka.
Nie wchodziło nawet w grę rozstać się z nią, tylko dlatego, że nie może mi urodzić normalnie dziecka. Byłem zdruzgotany myślą, że mógłbym należeć do rodzaju mężczyzn, którzy nie ma ją w ogóle dzieci lub do tych, którzy decydują się na rozstanie z kobietami, które nie mogą zajść w ciążę. Nie miałem pojęcia co robić.
-Powiedz coś.-szepnęła Noel, która nie odważyła się podnieść wzroku.
Przestałem chodzić po pokoju i spojrzałem na nią pełen..
Właśnie, pełen czego? Zdenerwowania? Troski? Zakłopotania? Chęci ucieczki? Pragnienia powiedzenia jej, że wszystko będzie dobrze, mimo, że nie byłem tego pewny? Miłości, która mogłaby nie przetrwać próby? 
Bałem się cokolwiek powiedzieć, w tym rzecz. Obawiałem się, że powiem coś co będę żałował. Nie mogłem wyjść, nic nie mówiąc, uderzyło by to ją.
Teraz, wiem dlaczego na początku nie chciała się wiązać i wymyślała te bajki.
Usiadłem obok niej, od razu zobaczyłem jak się spięła przy mojej obecności. Wpatrywałem się w jej spuszczone oczy, które były pełne łez. Jej mina była tylko dowodem na to, jak strasznie się czuła.
-Zawiodłam cię.-jej łamiący się głos mnie przerażał.-Nie mogę mieć dzieci. Kto chce być z kobietą, która nie może mieć dzieci..
-Nie zawiodłaś mnie.-nie pozwoliłem jej mówić dalej.
Szatynka natychmiast podniosła głowę i spojrzała na mnie nerwowo. Nie wierzyła mi, a jej oczy zaczęły wypuszczać po kolei łzy. Położyłem moje dłonie na jej ramionach i patrząc w oczy, wyznałem.: "Miłość jest jak róża. Ogólnie ma kolce i piękno. Kiedy ktoś chce ją przywłaszczyć sobie, często używa się sekatora, my użyjemy dłoni, aby ją posiąść. Jestem pewien, że będzie boleć pewnymi czasami nas ręka, ale poradzimy sobie. Róża jest tak piękna, że nie warto się poddawać, mimo, że kolce kują nas mocno."
Noel patrzyła na mnie płacząc. Wycierała regularnie krople łez, ale na jej twarzy pojawił się smutny uśmiech.
-Rupert..
-Tak?-spytałem z troską, którą zawsze ją obdarowywałem.
-To najpiękniejsze słowa, jakie kiedykolwiek do mnie powiedziano.
Po jej strachu nie widziałem już nawet cienia. Wtuliła się we mnie i pozwoliła cieknąć łzom. Objąłem ją mocno i ucałowałem we włosy z tyłu głowy. Zrozumiałem to ze zdwojoną siłą, Kocham Ją, mocno. To znaczy, już dawniej czułem do niej silne uczucia, ale dopiero teraz, po tylu miesiącach, mogłem nazwać to miłością.

~~~ Lilianna ~~~

-Ojcze..-weszłam do salonu trzymając za rękę rudzielca.-To Ed, mój chłopak.-przedstawiłam ojcu.
Ojciec siedzący na sofie, pijący kawę, czytający gazetę, spojrzał na mnie i na chłopaka. Zostawił wszystko i podszedł do nas.
-Mam rozumieć, że bierzecie sobie na poważnie i dlatego mi go przedstawiasz?-spytał.
-Tak, bierzemy siebie na poważnie.-odparłam z uśmiechem.
-Nicholas.
-Edward.
Uścisnęli sobie dłonie i uśmiechnęli się do siebie. Byłam szalenie dumna z siebie, z nich. Po raz pierwszy od lat, łączyła mnie z ojcem ta duma z tego, czego dokonaliśmy razem. Przedstawiłam chłopaka, którego kochałam, który miałam chęć, aby został ze mną do końca mojego życia. Rozumiałam, dlaczego Danielle była o niego taka zazdrosna, też nie chciałabym, aby ktoś mi go odebrał, ale takie jest już życie, ludzie przychodzą i odchodzą z naszego życia, trzeba się z tym pogodzić.

~~~ Sonia ~~~

-Mamo..-Nikki spojrzała na mnie pełna ekscytacji.
-Tak?-przestałam zmywać naczynia i odwróciłam się do niej.
-Wyjdziemy dziś gdzieś?-zapytała, na co się uśmiechnęłam.
-Pada deszcz, kochanie.-uklęknęłam przed nią i pocałowałam ją w policzek.
-To co.. Może pójdziemy do cioci Noel?
Mój humor się pogorszył, natychmiastowo. Moja córka nie miała pojęcia co się dzieje między mną a Noel. Nie chciałam, aby była świadkiem naszej kolejnej kłótni.
-Nie mogę, Nikki, nie dziś, może kiedy indziej.-ucięłam i wstałam na nogi z klęczek.
Odwróciłam się i wznowiłam mycie naczyń. Uszami byłam nadal obok niej, słyszałam jak cicho jęknęła zawiedziona, słyszałam jak jej drobnymi nóżkami pobiegła do swojego pokoju. Nie chciałam, aby Nikola widziała jak okropnie dogaduję się z moją siostrą, nie chciałam, aby brała z tego przykład jak zachowywać się wobec rodzeństwa, tym bardziej, że już za niecałe 9 miesięcy, przywita brata lub siostrę.


* Ten sam dzień, południe *

-Dzięki, że ją popilnujesz, po prostu mam ważną sprawę, która nie może czekać.-powiedziałam do Patricka po czym go pocałowałam prosto w usta.
-Nic się nie stało. Będę miał przy najmniej okazję do poznania bliżej twojej córki.-uśmiechnął się szeroko do mnie i Nikki.

* Godzina później *

- [..] Przepraszam cię Noel, że wcześniej ci nie powiedziałam, ale bałam się twojej reakcji.-zakończyłam wyjaśnianie, że nasz ojciec umarł 5 dni temu.
Szatynka w ogólnie nie reagowała, była jak duch, nie byłam pewna czy to przeze mnie, czy ma też inne problemy. Jej oczy się zaszkliły, po czym szybko usiadła. Dołączyłam do niej, następnie owinęłam wokół niej moje dłonie. Pozwoliłam jej się wypłakać, co więcej, dołączyłam do niej. Kilka dni przed drugim ślubem naszej matki, nasz ojciec zmarł. Mimo, że to nie miało związku ze sobą, to był pierwszy raz w moim życiu, kiedy zrozumiałam, że moi rodzice naprawdę się nie zejdą, w końcu jedno z nich nie żyje, a drugie będzie miało innego małżonka. Może to dziecinne, że nigdy nie zwątpiłam, że moi rodzice będą razem, ale tak już dzieci z rozbitych rodzin mają, zawsze chcą wierzyć, że ich rodzice wrócą do siebie, no, chyba, że zostały skrzywdzone..
Noel odsunęła się trochę ode mnie i spojrzała na mnie smutno.
-Jestem bezpłodna.-wyznała, nie wiedziałam co robić, jak zareagować.
To był dla mnie szok, nie tylko, że to powiedziałam, ale też, że w ogóle jest bezpłodna, w całej naszej rodzinie, to prawie niemożliwe. Właśnie.. "prawie".
-Skąd pewność?
-Od długa okresu nie miałam, poszłam w grudniu do ginekologa, wyszło co wyszło.. Przeszłam przedwczesną menopauzę, nie zajdę na pewno w ciążę przez sam seks, mogę spróbować in vitro, ale też małe szanse są na to. Pewnie skończę bez dzieci lub z adoptowanymi.
Widziałam jej przybicie, jej niechęć do wszystkiego. Kiedy siostra ci mówi, że nie może nie mieć dzieci, kiedy ty dowiedziałaś się, że jesteś po raz drugi w ciąży.
-Przykro mi.-powiedziałam szczerze.
-Mi też.-przyznała.
-Rupert wie?-zapytałam.
Nie odpowiadała od ponad minuty. Była pełna smutku, od którego nie mogła uciec. Współczułam jej, ale nie potrafiłam się wczuć w jej sytuację, po prostu nie mogłam. Było mi żal tego, że nie może mieć dzieci, ale potrafiłam sobie wyobrazić, że ja nie mogłabym mieć dzieci. Najwyraźniej jestem w pewien sposób ograniczona.

~~~ Harry ~~~

-Przepraszam cię, naprawdę.-Louis spojrzał na mnie pełen żalu.
-Wiem.
Nie wiedziałam co dalej mówić. Byłem przerażony myślą, że mógłbym być sam, że do końca mojego życia, nie znajdę tak samo dobrego przyjaciela, z którym mógłbym porozmawiać o wszystkim. No dobrze, zranił mnie, odwrócił się ode mnie, ale teraz chce przyjaźni znów i naprawdę wątpię, aby po raz drugi się odsunął ode mnie.
-Ale?-Louis był zdenerwowany moją ciszą.
-Nie ma żadnego ale, jest i. Wiem, że jest ci przykro i wybaczam ci. Nie potrafię sobie wyobrazić życia bez ciebie, jako mojego przyjaciela, potrzebuję się jak powietrza.
Louis przytulił mnie szczęśliwy, co sprawiło, że byłem naprawdę zadowolony, że mam przy sobie ponownie mojego przyjaciela.

________________________

Przykro mi, że taki krótki i tak długo na niego czekano, ale wena nie przychodzi.. Nie wiem czy to dobrze, ale czuję ulgę na samą myśl, że kończę. :) Niedługo Epilooog!

piątek, 11 października 2013

Rozdział 41.

~~~ Patrick ~~~

Tak długo czekałem na ten moment. Mimo spędzonego czasu osobno, nadal ją kochałem, wręcz poczułem, że darzę ją większym uczuciem, niż dostrzegałem. Chciałem ją pocałować, od samego wejścia do lokalu. Nie potrafiłem być aż tydzień na wolnym, już po 12 godzinach, chciałem przy niej stać, przytulić ją i ucałować. Pragnąłem ją, potrzebowałem jej ciepła.
Kiedy wszedłem do lokalu, patrzyła na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami, w pełni zaskoczona, ale uśmiechnęła się.
-To jak, szefie, tylko 12 godzin wolnego?-zaśmiała się.
-Nie potrzeba było mi więcej, aby coś zrozumieć.-poszliśmy do mojego gabinetu.
-To znaczy co?
-To, że cię kocham, Sonia.
Chwyciłem jej twarz w dłonie i pocałowałem subtelnie. Dziewczyna chwilę nie odwzajemniała pocałunku, zapewne z powodu szoku, ale w mgnieniu oka poddała się pocałunkowi.

~~~ Ed ~~~

-Jestem niepewna czegoś i chcę tobie coś powiedzieć, potrzebuję rady, a jako, że jesteśmy przyjaciółmi.. Bo nimi jesteśmy, prawda?-Noel dziwnie się zachowywała.
-Tak jesteśmy przyjaciółmi.-odpowiedziałem obawiając się o czym ona chce rozmawiać.
Na zewnątrz zaczynało się robić ciemno, co było normalne biorąc pod uwagę to, że była zima.
Szatynka była w totalnej rozsypce. Jej oczy były pełne łez, które czekały na dobry moment, aby wypłynąć. Jej usta zrobiły się czerwone z niemocy i żalu, który czuła. 
-Nie wiem co robić!
-Powiedz co się stało, może pomogę.-szepnąłem do niej.
Patrzyła na mnie niepewnie. Westchnęła ciężko i zaczęła mówić.:
-Około miesiąc temu, dowiedziałam sie o tym, że nie mogę mieć dzieci. Od ponad 13 nastu miesięcy nie mam okresu, to było dziwne i na początku grudnia poszłam do ginekologa, dowiedziałam się, że przeszłam przedwczesną menopauzę. Nie wiem jak o tym powiedzieć Rupertowi. Źle sie z tym czuję. Nie mogę się przyzwyczaić do myśli, że nie urodzę mojego dziecka, że nie będę mogła być matką.
Z każdym następnym smutnym słowem, czułem się nie na miejscu. Byłem całkowicie zaskoczony i żałowałem, że to ja byłem pierwszy, który się dowiedział, co gorsze - miałem udzielić jej rady, nie to, że nie chciałem, bałem się, że doradzę jej źle. Bałem się cokolwiek powiedzieć, obawiałem się, że tylko pogorszę jej stan psychiczny. 
-No, co powiesz?-patrzyła na mnie pełna zguby.
Odchrząknąłem, jednocześnie łapiąc się za głowę.
-Nie powinnaś się bać powiedzieć Ruperowi prawdy. On cię kocha, zrozumie i pokocha jeszcze bardziej.-powiedziałem jej pewnym głosem, mimo, że sam nie byłem pewny niczego.
Wiedziałem, że potrzebuje kogoś, kto jej pomoże, da choćby nadzieję.
Dziewczyna patrzyła na mnie zawiedziona. Jej oczy się zaszkliły, mocno pociągnęła nosem. 
-Od zawsze Rupert chciał mieć dużą rodzinę.-powiedziała rozżalona.-Jak możesz wierzyć w słowa, że pokocha mnie bardziej, kiedy mu powiem, że nie mogę mu urodzić nawet jednego?!
Wybuchnęła płaczem i złapała swoimi dłońmi swoją twarz. Wiedziałem o jego priorytetach, że pragnie mieć przede wszystkim dużo dzieci, chce być ojcem, który sobie poradził z gromadką dzieci. Byłem pewny, że jej nie zostawi z powodu jej braku mocy posiadania dzieci, ale nie mogłem jej obiecać, że jego miłość będzie równie sina. Znam Ruperta, nawet dobrze, ale nie mam kurwa zielonego pojęcia jak postąpi! Jak mogła właśnie do mnie przyjść?!
-Jesteś moim przyjacielem.-powiedziała cicho, nie patrząc na mnie.-Powinieneś mi coś doradzić.-szeptała.-A nie, mówić, że powinnam mu wszystko powiedzieć, że zrozumie!
Wybuchła złością, wstała z kanapy i wyszła czym prędzej z salonu.
Zawaliłem. Znowu. Wiedziałem o co jej chodzi, czułem jej uczucia, a nic nie zrobiłem. Byłem pewny, że kryje się o wiele, wiele więcej spraw, które sprawiły u niej taki humor.
Noel także pragnęła od dzieciństwa, że będzie miała gromadkę dzieci, zawsze stawiała, że chłopców będzie miała najwięcej, po prostu tak czuła. Najwyraźniej myliła się, Bóg nie obdarzył jej tym darem.. W sumie, co tutaj ma Bóg do jej niepłodności? Coraz częściej wątpię w boga, po prostu zaczyna mi się wydawać, że nie istnieje. 

~~~ Sonia ~~~

-Dzwonimy, aby panią poinformować, że mimo, że pani nie zezwoliła na odłączenie aparatury od pani ojca, jego funkcje mózgu, ustały. Proszę poinformować o śmierci bliskich i w ciągu tygodnia odebrać zwłoki Finna Globala.-powiedział mężczyzna w słuchawce, dzwoniący ze szpitala.
Załamałam się, kolejna sprawa, która rozdzieli mnie z Noel. Moja własna siostra mnie będzie nienawidzić, kiedy jej to wszystko powiem..

~~~ Noel ~~~

Weszłam niepewnie do mojego mieszkania. Byłam niespokojna, chciałam płakać, przejść do sedna, w którym on kłamie, że jest wszystko w porządku i zapewnia, że jego miłość nie jest mniejsza, chciałam już, aby mnie przytulił w teraźniejszości, żeby za kilka miesięcy ze mną zerwał i było po sprawie. Miałam pesymistyczne myśli, które zaczynały mi sie wydawać jedyną opcją.
-Co się stało, kochanie?-spytał podchodząc do mnie.
Spojrzałam na niego, głęboko w oczy. Przełknęłam ślinę cicho, wpatrując się w niego.
Po prostu powiedz to prosto z mostu.
-Rupert.. Jestem bezpłodna.-wyszeptałam mu.


~~~ Patrick ~~~ 

Podeszła do mnie Sonia z nieszczęśliwą miną. Nic nie mówiąc, wtuliła się we mnie. Po chwili odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami.
-Spierdoliłam wszystko, wiesz, Patrick? Jak własna matka może wstydzić się swojego dziecka? Jak można okłamać siostrę, w sprawie stanu zdrowia ojca? Jak mogłam się spotkać z Amandą, kiedy sama mam nadal do niej uraz? Jak mogę być sobą, i być z tego dumna?!
Rozpłakała się, nie patrząc czy ktoś usłyszy nas z mojego gabinetu. Otarłem kciukiem o jej polik, po którym spływała łza. 
-Wszystko będzie dobrze.-obiecałem jej.-Noel ci wybaczy, tak samo Nikki. A z Amandą się zobaczy, może się zmieniła na lepsze.
Przytuliła mnie szybko, podziękowała i szybko zaczęła wycierać twarz od łez, w czym jej pomogłem z uśmiechem. Dotarło do mnie jeszcze bardziej, że naprawdę mi na niej zależy. Po prostu ją pokochałem nieświadomie.

__________________________

No więc, tak kocham tego bloga, że zdecydowałam jeszcze dodać jeden rozdział i dopiero epilog. Tak też przypominam, że to już jest PRZEDOSTATNI ROZDZIAŁ. :)